A jednak coś mnie zachwyciło od pierwszego spojrzenia, może właśnie oczy? Wzrok nieco "smutny, zatroskany" a jednak nie bezradny. Z całej postaci bije spokój Magnificat.
Obraz ma swoją legendę: zgodnie z przekazami w upalne lato 5 sierpnia 352 r. na rzymskie wzgórze Eskwilin spadł śnieg. Wydarzenie to miały poprzedzić objawienia, w których Najświętsza Maryja ukazała się patrycjuszowi Janowi, wieszcząc mu, iż zostanie ojcem długo oczekiwanego potomka, w zamian za co ma ufundować świątynię. Znakiem miejsca, w którym ma zostać wzniesiona budowla, miał być śnieg, który się pojawił na wzgórzu w środku lata. Dla upamiętnienia tego wydarzenia nadano świątyni wezwanie Matki Bożej Śnieżnej.
Miałam wiele satysfacji malując kopię tego obrazu, który nigdy nie był odnawiany. Kolory zczerniały, zżółkły lub zblakły, pewne drobne fragmenty obrazu się wykruszyły... Pozostawała mi moja wiedza nt. farb, techniki oraz dużo intuicji.
Malowana kopia była dużo mniejsza od oryginału, intrygujący kratkowany wzór, okalający obraz był najprawdopodobniej metalową (jaki metal?) taśmą - malowaną w romby i przybitą do obrazu. Ja musiałam to namalować. Straszne było to ręczne malowanie rombów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz