piątek, 24 października 2014

GRUNT TO GRUNT

GRUNTOWANIE

Gruntowanie i szlifowanie podobrazia jest jedną z bardziej żmudnych czynności. Co ciekawe - niemożliwe jest skrócenie sobie tej czynności w jakikolwiek sposób, czy też jakakolwiek próba zamiany, podmiany składników i kolejności wykonywania czynności. Gruntowanie zdecydowanie uczy pokory. Po kilkunastu próbach udało mi się wykonać podobrazie takie, jakie kupiłam od znajomego ikonnika. Prawdopodobnie podobrazia kupowałabym dalej, gdyby nie to, że albo nikt nie chciał sprzedać mi samego podobrazia albo żądano za nie zbyt wygórowanych cen. Nauczyłam się więc gruntować je sama, pytając, czytając i próbując przede wszystkim.

Do gruntowania używam granulowanego kleju króliczego (z kości) oraz kredy szampańskiej i bolońskiej. Klej rozpuszcza się w ciepłej wodzie destylowanej w proporcji 1:8, następnie zasypuje się go kredą szampańską i bolońską w proporcji 2:1 aż do uzyskania konsystencji odpowiedniej do smarowania - nie za gęstej i nie za rzadkiej. Do tego dodaje się oleju lnianego - łyżka oleju na 2 l gruntu. Tak przygotowany klej trzymam w lodówce (łatwo się psuje) i podgrzewam przed użyciem do ok. 50-60 st. 

Deska ma otwarte pory, więc przed zagruntowaniem należy ją uszczelnić samym klejem rozpuszczonym w wodzie destylowanej, przygotowanym j.w. Taką uszczelnioną deskę pozostawiam na noc w spokoju, aby odpoczęła i wyschła. Kolejnego dnia przykładam do deski gazę bawełnianą, można też cienki bawełniany materiał lub len. W ikonografii jest to obraz chusty przyłożonej przez św. Weronikę do twarzy Zbawiciela. W praktyce ten kawałek materiału zapobiega pękaniu warstw gipsu i stanowi wzmocnienie dla gruntu. Materiał tapujemy klejem króliczym przygotowanym w proporcji 4:1 i tak pozostawiamy na kolejną noc.

Teraz przychodzi kolej na nakładanie warstw gruntu. Zawsze przed nałożeniem gruntu podgrzewamy go w kąpieli wodnej do temperatury ok. 60 st. Następnie nakładamy cienką i równomierną warstwę kleju. Pierwszego dnia - jedną, drugiego dnia - dwie, trzeciego dnia - trzy, czwartego - cztery, piątego - dwie. Jeżeli ktoś ma inny sposób i on się sprawdza to dobrze. To tak jak z robieniem ciasta drożdżowego - w końcu dorabiamy się własnego sposobu. Niektórzy ostatnie warstwy nakładają dłońmi albo szpachlą - ja tego nie robię, nie sprawdza mi się to.

Wyschnięty grunt szlifujemy - ja korzystam z papieru ściernego 180 - 220, którym zgrubnie wygładzam grunt. Przy tym sprawdzam, czy nie pozostały pęcherzyki po gazującej kredzie, które później widać pod złoceniem. Następnie doszlifowuję grunt 400 i na koniec 600. Podobrazie powinno mieć gładkość dziecięcego policzka. Można powiedzieć, że w dotyku przypomina ono aksamitną, ludzką skórę. Na tak przygotowane podobrazie nakładam wszelkie reliefy, których wykonanie jest kwestią eksperymentów i próbowania technik rzeźbiarskich.

RELIEF

Wszelkie reliefy są niezwykle pracochłonne i mocno podrażają wykonanie ikony. Powstają one przede wszystkim na bazie masy klejowo-kredowej, nakładanej warstwami, tak jak i grunt. Można też eksperymentować z masami akrylowymi, które jednak są obcym elementem i powinny być używane oszczędnie. Grunt w połączeniu z używaniem ograniczników w postaci naklejania folii samorzylepnej oraz transportowej sprawdza się najlepiej. 

czwartek, 23 października 2014

Deska to podstawa

WSTĘP - DŁUGI ALE KONIECZNY

Zawsze interesowało mnie rzemiosło: materia i sztuka jej obróbki, dochodzenie do doskonałości i odkrywanie własnych technik. Moi przodkowie byli głównie rzemieślnikami: szewcy, stolarze, mechanicy. Obecnie rzemiosło zaczyna zanikać na rzecz uprzemysłowienia go, liczy się priorytet zysków. Przed wojną rzemieślnik był też artystą, prosty człowiek mógł w swoim zawodzie sam dojść do bardzo wysokiej pozycji. Dziadkowie mieli swoje pracownie, uczniów i czeladników. Wojna zakończyła ten okres bezpowrotnie.

Lubiłam przyglądać się mojemu tacie, kiedy po ośmiu godzinach pracy w dużym zakładzie przemysłowym, zaszywał się w ciszy w swoim pokoju-pracowni i tam przeprowadzał swoje odkrycia i eksperymenty.  Z pasji i zawodu inżynier elektryk, wynalazca i poszukiwacz. Czego? Kto to wiedział...
Skończyłam artystyczne szkoły i uczelnie bez żadnych większych pragnień i trudności. Traktowałam swój zawód użytkowo - trzeba uczyć to uczyłam, trzeba coś namalować to malowałam. W końcu trzeba z czegoś żyć.

Zaczęło mi coś w głowie świtać, kiedy moi znajomi poprosili mnie o namalowanie ikony, na ścianę obok kominka. Oczywiście zgodziłam się, czemu nie? To była ikona, która najwięcej mi opowiedziała o sobie i najwięcej mnie nauczyła. Znajomi nie byli wymagający i nie znali się na ikonach, tak jak i ja. Wzięłam więc deskę, która została w piwnicy z naszej podłogi. Wydawała mi się idealna - sosnowa, gruba na kilka centymetrów, przeleżała w piwnicy kilka lat a więc była wysezonowana, sąsiad ją przyciął do wymiaru. Pomalowałam ją zaprawą gipsową, ponieważ przeczytałam, że ikony pokrywa się warstwami gipsu. Dwie warstwy wydały mi się wystarczające. Do tego dla pewności gesso akrylowe i farbami olejnymi wypacykowałam swój obrazek. Całkiem to było wszystko udane i podobne do obrazka, który dano mi za wzór. A nawet ładniejsze. Znajomym się podobało i na tym mogło się to zakończyć i nie byłoby tego bloga.
Jednak po czasie znajomy przyszedł zmartwiony, otóż ikona , która zawisła obok kominka zaczęła się marszczyć i popękała. No tak, drewno z wilgotnej piwnicy zaczęło wysychać przy kominku, farba zaczęła się więc łuszczyć i pękać. Znajomy wymyślił więc, że na sklejce takie rzeczy nie będą miały miejsca i powstała kolejna ikona, na sklejanej desce. Jednak ta pierwsza nieudana ikona doznała niezrozumiałej dla mnie chwały - otóż zabrali ją do siebie moi teściowie, poświęcili uroczyście w 50-tą rocznicę swoich zaślubin i postawili w domu, obok innych świętych obrazów. Co ciekawe - ikona wyprostowała się a złuszczenia pozanikały i nie ma po nich śladu. Miałam wrażenie, że obraz ten zaczął żyć swoim własnym życiem. Była to ikona Świętej Rodziny.

Potem inni znajomi, którym spodobała się ta druga ikona prosili o namalowanie kolejnych obrazów. Malowałam nie tylko ikony czy też raczej obrazy ikonopodobne, ale wszystko, cokolwiek mi zlecono do namalowania. W końcu założyłam własną pracownię. Ludzie pytali czy wystawiam swoje obrazy, ale jak? Ciągle ktoś coś zamawiał, nie miałam czasu malować niczego dla siebie. Cieszyłam się tylko, że mogę pracować z sukcesem w swoim zawodzie. Potem ktoś zapytał, czy czuję się artystką.
Właściwie nie, jestem zorganizowana, dbam o pracownię, nie robię wystaw ... A może jestem artystką, ponieważ jestem wrażliwa na kształty, kolory, mam warsztat dzięki któremu potrafię rysować i malować. Niech inni to ocenią.

DESKA

Ikoniczne podobrazie składa się z kilku sklejanych ze sobą sezonowanych desek (zazwyczaj) sosnowych. Na rewersie deski znajdują się olchowe szpongi czyli poprzeczne deski wsuwane na frez, w celu umocnienia całości. Deska ma przeważnie grubość ok. 2-3-cm. Czasami jest w niej wyżłobiony kowczeg, czyli rodzaj wewnętrznej ramy, która w ikonografii oznacza rozdzielenie świata duchowego od ziemskiego.