czwartek, 23 października 2014

Deska to podstawa

WSTĘP - DŁUGI ALE KONIECZNY

Zawsze interesowało mnie rzemiosło: materia i sztuka jej obróbki, dochodzenie do doskonałości i odkrywanie własnych technik. Moi przodkowie byli głównie rzemieślnikami: szewcy, stolarze, mechanicy. Obecnie rzemiosło zaczyna zanikać na rzecz uprzemysłowienia go, liczy się priorytet zysków. Przed wojną rzemieślnik był też artystą, prosty człowiek mógł w swoim zawodzie sam dojść do bardzo wysokiej pozycji. Dziadkowie mieli swoje pracownie, uczniów i czeladników. Wojna zakończyła ten okres bezpowrotnie.

Lubiłam przyglądać się mojemu tacie, kiedy po ośmiu godzinach pracy w dużym zakładzie przemysłowym, zaszywał się w ciszy w swoim pokoju-pracowni i tam przeprowadzał swoje odkrycia i eksperymenty.  Z pasji i zawodu inżynier elektryk, wynalazca i poszukiwacz. Czego? Kto to wiedział...
Skończyłam artystyczne szkoły i uczelnie bez żadnych większych pragnień i trudności. Traktowałam swój zawód użytkowo - trzeba uczyć to uczyłam, trzeba coś namalować to malowałam. W końcu trzeba z czegoś żyć.

Zaczęło mi coś w głowie świtać, kiedy moi znajomi poprosili mnie o namalowanie ikony, na ścianę obok kominka. Oczywiście zgodziłam się, czemu nie? To była ikona, która najwięcej mi opowiedziała o sobie i najwięcej mnie nauczyła. Znajomi nie byli wymagający i nie znali się na ikonach, tak jak i ja. Wzięłam więc deskę, która została w piwnicy z naszej podłogi. Wydawała mi się idealna - sosnowa, gruba na kilka centymetrów, przeleżała w piwnicy kilka lat a więc była wysezonowana, sąsiad ją przyciął do wymiaru. Pomalowałam ją zaprawą gipsową, ponieważ przeczytałam, że ikony pokrywa się warstwami gipsu. Dwie warstwy wydały mi się wystarczające. Do tego dla pewności gesso akrylowe i farbami olejnymi wypacykowałam swój obrazek. Całkiem to było wszystko udane i podobne do obrazka, który dano mi za wzór. A nawet ładniejsze. Znajomym się podobało i na tym mogło się to zakończyć i nie byłoby tego bloga.
Jednak po czasie znajomy przyszedł zmartwiony, otóż ikona , która zawisła obok kominka zaczęła się marszczyć i popękała. No tak, drewno z wilgotnej piwnicy zaczęło wysychać przy kominku, farba zaczęła się więc łuszczyć i pękać. Znajomy wymyślił więc, że na sklejce takie rzeczy nie będą miały miejsca i powstała kolejna ikona, na sklejanej desce. Jednak ta pierwsza nieudana ikona doznała niezrozumiałej dla mnie chwały - otóż zabrali ją do siebie moi teściowie, poświęcili uroczyście w 50-tą rocznicę swoich zaślubin i postawili w domu, obok innych świętych obrazów. Co ciekawe - ikona wyprostowała się a złuszczenia pozanikały i nie ma po nich śladu. Miałam wrażenie, że obraz ten zaczął żyć swoim własnym życiem. Była to ikona Świętej Rodziny.

Potem inni znajomi, którym spodobała się ta druga ikona prosili o namalowanie kolejnych obrazów. Malowałam nie tylko ikony czy też raczej obrazy ikonopodobne, ale wszystko, cokolwiek mi zlecono do namalowania. W końcu założyłam własną pracownię. Ludzie pytali czy wystawiam swoje obrazy, ale jak? Ciągle ktoś coś zamawiał, nie miałam czasu malować niczego dla siebie. Cieszyłam się tylko, że mogę pracować z sukcesem w swoim zawodzie. Potem ktoś zapytał, czy czuję się artystką.
Właściwie nie, jestem zorganizowana, dbam o pracownię, nie robię wystaw ... A może jestem artystką, ponieważ jestem wrażliwa na kształty, kolory, mam warsztat dzięki któremu potrafię rysować i malować. Niech inni to ocenią.

DESKA

Ikoniczne podobrazie składa się z kilku sklejanych ze sobą sezonowanych desek (zazwyczaj) sosnowych. Na rewersie deski znajdują się olchowe szpongi czyli poprzeczne deski wsuwane na frez, w celu umocnienia całości. Deska ma przeważnie grubość ok. 2-3-cm. Czasami jest w niej wyżłobiony kowczeg, czyli rodzaj wewnętrznej ramy, która w ikonografii oznacza rozdzielenie świata duchowego od ziemskiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz